tillage_pol1.jpgtillage_pol2.jpg

PRZEDSZKOLE NA HOŁOWIESKU

SZCZĘŚĆ  BOŻE wszystkim odwiedzającym stronę Parafii Opatrzności Bożej w Bielsku Podlaskim. Niech Pan Wam błogosławi, niech Pan rozpromieni oblicze Swe nad Tobą.

ks. Proboszcz.

Myśląc OJCZYZNA - Prof. Piotr Jaroszyński

Papież Franciszek mówił o roli katolików w polityce oraz zwrócił się do rządzących, tłumacząc im w jaki sposób powinni wypełniać swoje obowiązki.

-Nie można rządzić bez miłości do ludzi i bez pokory! Każdy mężczyzna i każda kobieta, którzy muszą przyjąć obowiązki wynikające z wejścia do rządu, muszą zadać sobie dwa pytania. Po pierwsze: czy kocham moich ludzi, by móc służyć im lepiej? Po drugie: czy jestem skromny i słucham wszystkich różnorodnych opinii, by odnaleźć najlepsze rozwiązania? Jeśli nie odpowie się na te pytania, rządzenie nie będzie dobre - powiedział Franciszek.

- Nikt z nas nie może powiedzieć: "Nie mam z tym nic wspólnego, to oni rządzą". Nie, nie. Każdy jest odpowiedzialnych za ich rządzenie i każdy musi starać się, by oni rządzili jak najlepiej. Musimy brać udział w polityce zgodnie ze swoimi zdolnościami. Polityka, według społecznej nauki Kościoła to najwyższy rodzaj charytatywności, gdyż służy dla wspólnego dobra. Nie można umywać rąk. Wszyscy musimy dać coś od siebie - podkreślił papież.

 

- "Dobry katolik nie miesza się w politykę" - to nie prawda. To nie jest dobra droga. Dobry katolik miesza się w politykę, oferując danie z siebie wszystkiego, by ci, którzy rządzą mogli rządzić. Ale co najlepszego możemy zaoferować rządzącym? Modlitwę! - zaznaczył Franciszek.

Prof. Piotr Jaroszyński

Nowa walka z Kościołem

W czasach PRL wydawało się, że walka z Kościołem to przede wszystkim specjalność komunistów. Napięcie trwało nieustannie, a choć nie zawsze było równie gorące, to jednak nie ulegało wątpliwości, że państwo i Kościół znajdowały się po dwóch stronach barykady.

Ziemia męczenników

Kościół był ze społeczeństwem, gdy rodziła się „Solidarność”, gdy się umacniała, gdy została zaaresztowana i zdelegalizowana, a wreszcie gdy została ponownie zalegalizowana i przyszedł rok 1989, rok formalnego upadku PRL, a wkrótce i Związku Sowieckiego.

Kościół polski angażował się wówczas w politykę z wielu względów. Taka była nasza tradycja z okresu rozbiorów i okupacji: Kościół nie kuma się z okupantami, ale broni i dzieli los Narodu (pozbawienie duchownych majątku, uwięzienie, zsyłka na Syberię, kara śmierci). Przecież ks. abp Zygmunt Szczęsny Feliński został zesłany na czas nieokreślony na Syberię za to, że w liście do cara (15 marca 1863) ośmielił się stanąć w obronie praw Kościoła i Narodu. Dla cara było to właśnie mieszanie się księdza do polityki, czyli wkraczanie na teren, na którym władca polityczny jest władcą absolutnym.

Również późniejszy następca ks. abp. Felińskiego, Prymas Polski ks. kard. Stefan Wyszyński został przez władze państwowe zaaresztowany dlatego, że nie godził się na ingerencję tej władzy w sprawy Kościoła (słynne non possumus).

A wreszcie bł. ks. Jerzy Popiełuszko poniósł śmierć męczeńską, bo władza polityczna uznała, że ksiądz, stając w obronie robotników i praw Narodu, za bardzo miesza się do polityki. Przykłady takie można mnożyć bez końca, bo ziemia polska jest ziemią męczenników.

Nowa Lewica bez kamuflażu

Wydawało się, że po roku 1989, gdy Polska przestała być komunistyczna i odzyskała niepodległość, przyjdzie czas na spłacenie długu wdzięczności za heroiczną postawę Kościoła w walce o wolność ostatniego półwiecza. Tak się jednak nie stało. A nie chodzi tu o partie czy środowiska postkomunistyczne, ale właśnie o te ugrupowania, które wyrosły z „Solidarności”. W pierwszej dekadzie stosunek do Kościoła był wyjątkowo przychylny, czego punktem kulminacyjnym była wygrana wyborów parlamentarnych przez AWS (Akcja Wyborcza Solidarność). Kandydaci na parlamentarzystów bardzo chętnie pojawiali się na uroczystościach religijnych, fotografowali się z biskupami, a na głównym plakacie wyborczym umieścili Papieża Jana Pawła II, który błogosławi tłumom popierającym AWS.

Wydawało się, że zdecydowana wygrana AWS otworzy nowy rozdział w historii Polski, Polski wyzwolonej realnie z układów komunistycznych, Polski, w której Kościół odzyska należne sobie historycznie miejsce. Tak się nie stało. AWS oddała władzę niewielkiemu ugrupowaniu, które powstało z przepoczwarzenia Unii Demokratycznej w Unię Wolności. Polska przyjęła dziwny kurs, w którym tzw. ideały „Solidarności” i narodowe aspiracje zostały porzucone. Naród został oszukany, AWS w następnych wyborach przegrała z kretesem, a jej przewodniczący Marian Krzaklewski nie zdobył prezydenckiego fotela.

Kto wygrał? Sojusz postkomunistów z liberałami. To oznaczało, że do władzy powróciła lewica, nie tylko w sensie politycznym czy ekonomicznym, ale również ideologicznym. A cele były wyraźne: zniszczyć polski patriotyzm oparty na suwerenności, przekreślić rolę Kościoła i podważyć jego autorytet: już nie siłą, jak w czasach PRL, ale wedle bardziej wyrafinowanych metod wypracowanych przez Nową Lewicę na Zachodzie. Te cele realizowane są po dziś dzień.

O ile w PRL pozytywna rola Kościoła była przemilczana lub zafałszowywana, o tyle obecnie na plan pierwszy wysunęło się właśnie podważanie autorytetu Kościoła. Dlaczego? Dwie pierwsze metody są skuteczne w walce długofalowej i faktycznie sporo wyrządziły szkód w naszej świadomości, ponieważ powstały potężne luki w pamięci: wiedza Polaków na temat swoich, a więc polskich świętych, jest szczątkowa (lekarstwem jest arcydzieło Feliksa Konecznego, Święci w dziejach narodu polskiego, 1939) i przewaga skojarzeń negatywnych (w PRL władze nakazywały z lubością wznawianie „Monachomachii” Ignacego Krasickiego, by utrwalił się wyłącznie prześmiewczy obraz duchownych, nie mówiąc już o sztukach teatralnych czy filmach).

Sprzysiężenie

Obecnie jednak nie ma czasu na walkę długofalową, postanowiono uderzyć w Kościół mocno i w jeden punkt: chodzi o to, by Kościołowi odebrać autorytet. Dlaczego?

Dlatego że w wymiarze społecznym siła polskiego Kościoła opiera się właśnie na jego olbrzymim autorytecie, na który pracował przez ponad tysiąc lat. Ten autorytet jest tak duży, że ani propaganda, ani ideologia, ani tzw. nauka nie są w stanie tego autorytetu zniszczyć. Ten autorytet jest jedynym odniesieniem czytelnym w skali społecznej, ponieważ pozostałe autorytety upadły. Bez autorytetu Kościoła społeczeństwo polskie popadnie w chaos, nie będzie miało nic, co by nas jednoczyło z przeszłością, co by nas jednoczyło dziś i co by otwierało nas jako Naród ku przyszłości. O tym właśnie wiedzą ci, którzy przystąpili do realizacji jakiegoś nowego planu kolonizacji Polski.

Jest to plan międzynarodowy, w którym doszło do porozumienia potężnego biznesu (wielkie korporacje) z wpływową lewicą. Ta lewica gotowa jest sprzedać Polskę razem z Polakami, ponieważ z „tym krajem” i z „tym ludem” nie czuje żadnego historycznego, duchowego ani emocjonalnego związku. Ta lewica wywodzi się z jednej strony z KPP (Komunistycznej Partii Polski, zał. 1918), której założenia polityczne były zdecydowanie przeciwne odzyskaniu przez Polskę niepodległości, a założenia ideologiczne były wrogie Kościołowi i religii (komunizm to ateizm).

Z drugiej strony nie można zapomnieć o tzw. desancie sowieckim po zakończeniu II wojny światowej, kiedy to Stalin, nie dowierzając komunistom z Polski, przerzucił do naszego kraju od 200 do 300 tys. swoich ludzi narodowości niepolskiej, by obsadzić nimi kluczowe stanowiska w aparacie państwowym (A. Pawełczyńska, O istocie narodowej tożsamości, Lublin 2010, s. 184-189). Ludzie ci skorzystali z okazji, by wyrwać się z sowieckiej biedy właściwie za darmo, gdyż Polska była dla nich obcym krajem, w którym można było od razu doskonale się urządzić kosztem wymęczonych przez wojnę i obcy system „tubylców”.

Te środowiska połączyła awersja do polskości i nienawiść do Kościoła. Byli na usługach systemu w czasach PRL, są na usługach lewicowego liberalizmu zachodniego, który budując „nowego człowieka”, zastrzega się, że ma to być człowiek bez tożsamości narodowej i bez tożsamości religijnej. A ponieważ Kościół w Polsce stoi tak zdecydowanie na straży obu tych wartości, stąd walka z Kościołem znowu przybrała na sile i stąd właśnie podkopuje się na wszelkie możliwe sposoby jego autorytet.

Franciszek: Mieszajcie się do polityki

Korzysta się tu z wielu sprawdzonych już na Zachodzie, a zwłaszcza w Stanach Zjednoczonych, metod, w których na plan pierwszy wysuwa się zarzut pedofilii. Zarzut ten nie ma na celu wyrażenia troski o ofiarę pedofilii, ale o to, by pognębić osobę duchowną, odbierając za jej pośrednictwem autorytet całemu Kościołowi. Jeżeli 40 proc. przypadków pedofilii pojawia się w środowisku homoseksualistów, a zarzut o to potworne zboczenie dotyczy tylko 0,027 proc. kapłanów, to widać wyraźnie, że nie liczy się ofiara ani winowajca, lecz klucz („prawo alibo pozór”), kogo oskarżyć, by go publicznie zlinczować.

Kluczem nie jest obiektywny stan rzeczy, nie mówiąc już o sprawiedliwości, lecz okazja do uderzenia w Kościół, jako Kościół. Bowiem tylko Kościół z uwagi na swój autorytet może skutecznie przeciwstawić się nowej ideologii totalitarnej, pomagając w odkryciu pułapek, błędów i manipulacji ukrytych za hasłami demokracji i wolności. A nie chodzi tu tylko o katolików, chodzi o dobro ludzi, którzy nie mogą być zredukowani do poziomu materii, pracy i konsumpcji, lecz ponieważ są stworzeni na obraz i podobieństwo Boga, mają w sobie nienaruszalną godność ludzkiej osoby.

Kościół wtrąca się do polityki właśnie tam, gdzie ta godność i wynikające z niej prawa są przez polityków naruszane, łamane, odrzucane. Tam Kościół nie tylko się wtrąca, ale ma się wtrącać jeszcze więcej, o czym ostatnio przypomniał Papież Franciszek. Kościół ma się mieszać do polityki wówczas, gdy polityka jest skierowana przeciwko Kościołowi i przeciwko ludzkiej godności.