tillage_pol1.jpgtillage_pol2.jpg

PRZEDSZKOLE NA HOŁOWIESKU

SZCZĘŚĆ  BOŻE wszystkim odwiedzającym stronę Parafii Opatrzności Bożej w Bielsku Podlaskim. Niech Pan Wam błogosławi, niech Pan rozpromieni oblicze Swe nad Tobą.

ks. Proboszcz.

Wierzę, że ten, kto ma wiarę, ma wszystko, a Bóg nie doświadcza nas ponad to, czego sami nie bylibyśmy w stanie udźwignąć.

Najtrudniejsza rola matki

Muzykowałam od zawsze. Rodzice przekazali mi, że najważniejsza jest wiara w Boga i słuchanie głosu serca. Nie wiedziałam, że gdy stracę jedną miłość, moje życie na nowo rozkwitnie – opowiada Eleni.

Nasz dom był pełen bezwarunkowej miłości, wiary i radości. – Nikt patrząc na moich rodziców nie domyśliłby się, jak ciężkie było ich życie – dwa razy stracili domy, stracili też dwoje dzieci, z Grecji uciekli w czasie wojny domowej. Siostry opowiadały mi, że w drodze żywili się zbieranymi na cmentarzach okruszkami chleba, które ludność przyniosła na zaduszki w Jugosławii – bo z niej przez Czechosłowację moja rodzina dotarła do Polski. Dopiero po trzech latach tułaczki osiedli w dolnośląskiej Bielawie.

Tu żyliśmy – ośmioro dzieci, rodzice i babcia – w dwóch pokojach ze wspólną kuchnią i łazienką. Tata Perykles pracował jako stolarz. Mama Despina, z zawodu krawcowa, choć pracowała na trzy zmiany w zakładach włókienniczych „Bielbaw”, to zapamiętałam ją zawsze uśmiechniętą. Do końca życia byłam oczkiem w głowie moich rodziców. Na co dzień mój dziecięcy świat wypełniała muzyka, rodzeństwo i babcia. Jako najmłodsza z rodzeństwa byłam zawsze w centrum uwagi – to mnie siostry grały na mandolinie, gdy wierciłam się na kolanach babci, a wokół na dywanie siedziało rodzeństwo. Babcia opowiadała piękne bajki, w których dobro zawsze zwyciężało zło.

W sobotę odbywało się wielkie sprzątanie. Najpierw siostry myły okna, zmieniały posłanie, prały, a bracia zwijali dywany i trzepali je na pobliskim trzepaku. Później, pod wieczór, wyjmowaliśmy wszystkie buty: dziewczęta je czyściły, a chłopcy polerowali, tak aby były piękne na niedzielę do kościoła. Mieliśmy też odświętne ubrania, wkładane tylko na Mszę Świętą i w święta. Na co dzień mama szyła nam ubrania ze skrawków tkanin, które zostały, ale nigdy nie czuliśmy się z tego powodu gorsi. Nawet nasi polscy sąsiedzi nieraz dziwili się: „Bieda aż piszczy, a dzieci zawsze czyste, schludnie ubrane”.

To wszystko sprawiło, że z domu wyniosłam głęboki szacunek do pracy, sama od małego byłam dobrze zorganizowana. Nawet dzisiaj nie zostawię po sobie bałaganu w garderobie – byłoby mi wstyd przed samą sobą, że przydaję pracy komuś, kto i tak ma tak wiele do uporządkowania. To rodzice zaszczepili we mnie wszystko co najlepsze: pracowitość i optymizm. Mama i tata nigdy na nic nie narzekali, ale dziękowali Bogu za wszystko, co mają, za pracę, za dzieci, za możliwość życia w Polsce, choć przyjechali tu bez znajomości języka. To oni nauczyli mnie wartości i szacunku człowieka – stawiania cudzego dobra ponad swoje i tego, że wystarczy dobre słowo, drobna pomoc obcej osobie, życzliwość wobec sąsiadów, aby świat stał się lepszy.


MOJE NUTKI

To przesłanie miłości i radości, dawania tego co najlepsze w człowieku, towarzyszy od zawsze mojej muzyce. Na początku nie widziałam siebie na scenie – chciałam po prostu być nauczycielką muzyki. Jednak wszystko zmieniło się w 1975 r., kiedy zostałam wokalistką zespołu Prometeusz. To miał być rok przygody, która trwa już 37 lat… „Po słonecznej stronie życia”, „Miłość jak wino”, „Nie myśl, co będzie jutro” – nasze piosenki rozbrzmiewały od Bałtyku do Tatr. Nagraliśmy 24 płyty, koncertowaliśmy w Czechach, Francji, Niemczech, Rosji, USA, Szwecji… A jednak najpiękniejszym z koncertów była dla mnie audiencja u Jana Pawła II, kiedy przyznano mi Międzynarodową Nagrodę św. Rity (nagroda przyznawana kobietom różnych wyzwań, które wbrew wszystkiemu przebaczyły – przyp. red.). Gdy tylko zobaczyłam papieża, ujął mnie jego uśmiech i wielka, ojcowska dobroć. Gdy podeszłam, Ojciec Święty powiedział: „Moja Greczynka!”. „Ale ja się urodziłam w Polsce!” – zaprotestowałam. „Wiem, wiem” – uśmiechnął się papież. Ujął moją twarz w dłonie i ucałował w czoło. Poczułam wielką czułość. To był prawdziwy ojcowski pocałunek, który jeszcze bardziej utwierdził mnie w przeświadczeniu, że najważniejsza jest miłość.

W muzyce jestem i chcę pozostać sobą, tak jak 30 lat temu. Wtedy każdy koncert był dla mnie wyjątkowy – tak jest i teraz, a ja z radością gram wszędzie, gdzie ktoś na mnie czeka. Nie dzielę ludzi i miejsc na lepsze i gorsze, bo wszędzie są ludzie, którzy mnie kochają, i do nich jadę. Moja publiczność jest dla mnie rodziną i spotykając się z nią z każdym rozmawiam, dzielę się sobą i cieszę się, że w mojej skrzynce na listy wciąż znajduję listy zaadresowane nie inaczej jak: „Grecka piosenkarka Eleni. Poznań” albo „Najpopularniejsza piosenkarka greckiego pochodzenia. Poznań”.


BĄDŹ DLA INNYCH

Żyję dla innych, aby dawać z siebie jak najwięcej. Dzięki wierze w Boga i dzięki moim fanom znalazłam w sobie siłę, aby w trzy miesiące po śmierci mojej córki Afrodyty wyjść na scenę, choć była to dla mnie niezwykle trudna decyzja.

 


Gdy zimą 1994 r. dowiedziałam się o śmierci córki, nie zrodziły się we mnie gniew i rozpacz, ale smutek i przeszywająca na wskroś myśl: obydwie, ja i matka Piotra (zabójca córki artystki – przyp. red.), straciłyśmy swoje dzieci. Zadzwoniłam do niej. To był to nasz wspólny dramat – wielka tragedia dwóch matek, dwóch niewinnych kobiet. I to ona, matka tego człowieka, być może, niesie jeszcze cięższy krzyż niż mój…

Wiele osób po moim geście nie rozumiało mnie, wręcz zarzucało mi: „Gdzie ten Twój Bóg? Jak możesz w Niego wierzyć, skoro Cię tak doświadczył?”. Odpowiadałam: „Bóg nie jest niesprawiedliwy, to tylko człowiek źle wykorzystał daną mu wolną wolę”. Wierzę, że jedyną drogą jest przebaczenie – nawet osobie, która odebrała życie mojej córce. Wierzę, że ten, kto ma wiarę, ma wszystko, a Bóg nie doświadcza nas ponad to, czego sami nie bylibyśmy w stanie udźwignąć. Wiara to niezachwiana siła, niekończąca się nadzieja i radość. Bóg przez całe moje życie obdarzył mnie licznymi łaskami, pokazując, jak bardzo mnie kocha, dlatego moja wiara to też wędrówka, comiesięczne pielgrzymowanie do sanktuariów.


MODLITWA W DRODZE

Miałam nieco ponad 18 lat, gdy zaczęłam jeździć do Częstochowy przed Cudowny Obraz Matki Bożej Częstochowskiej. Mimo że zwykle graliśmy koncerty do północy, zawsze przed godz. 6 rano stawialiśmy się w muzycznym komplecie na Jasnej Górze, aby zobaczyć odsłonięcie Cudownego Obrazu. Pewnego dnia dostałam od nieznajomego mężczyzny obraz z Matką Bożą Częstochowską wyrzeźbiony w korze drzewa, z dedykacją dla mnie i datą – trzymam go po dziś dzień, bo jest dla mnie wyjątkowy.

Dzisiaj jeżdżę, minimum raz w miesiącu, do Rokitna. Wybieram się w podróż z przyjaciółkami i razem, niosąc w sercu intencje, przechodzimy Drogę Krzyżową. To dla mnie niezwykłe miejsce, pełne Matczynej miłości, jak powrót do domu Matki, gdzie mogę wylać łzy i powierzyć troski, aby wyjechać obdarzona siłą i nadzieją. Jeśli nie mogę tam być, to wystarczy mi chwila w kościele. Uwielbiam wchodzić w ciągu tygodnia do kościołów i w ciszy, w osamotnieniu, powierzyć swoje troski Panu Bogu. Rozmawiać z Nim jak dziecko z ukochanym Ojcem. Powiedzieć prosto z serca o czym myślę, marzę, czego się lękam i wrócić do domu ze spokojnym sercem, że wszystko zostanie rozwiązane – tak jak zawsze – w jak najlepszy dla mnie sposób.


ŚWIAT JEST TAKI JAK MY

Ufam Bogu i w Jego plany wobec mnie, dlatego też nigdy niczego nie żałuję, jestem wdzięczna za każdy dzień, który nauczył mnie, jak być wytrzymałą i pokorną. Wierzę, że w każdym doświadczeniu kryje się Boży zamysł.

Moi rodzice stracili wszystko, aby w niczym odnaleźć bogactwo miłości i wolność tutaj, w Polsce, a mnie przekazać prawdę, jak ważna jest rodzina i wiara. Dziś w Polsce mam tylko brata w Łodzi, reszta rodzeństwa żyje w Grecji, ale ponieważ prawie co dzień mamy ze sobą kontakt, często czuję, jakbym jednocześnie żyła w dwóch krajach.

Z uwagi na koncerty i częste wyjazdy jak najwięcej czasu staram się spędzać w domu. Co dzień zadziwia mnie piękno Boga – szczególnie teraz, gdy jest wiosna. Gdy tylko mogę, zajmuję się ogrodem. Kocham naturę i jej piękno, dlatego pozwalam roślinom rozrosnąć się wedle ich woli.

Od kilku lat angażuję się w różne działania charytatywne, udzielam się odwiedzając ośrodki opieki społecznej, domy spokojnej jesieni oraz szkoły. Śpiewam, opowiadam o sobie, staram się być jak najbliżej ludzi, na wyciągnięcie ręki. Na spotkaniach z młodzieżą mówię, jak ważna jest więź z rodzicami, jak ważne jest rozmawianie ze sobą i wzajemnie słuchanie siebie, mówienie o tym, co gra w sercu, a nie zamykanie się w sobie, ucieczka w wirtualny świat. Dzisiaj bliskość z ludźmi jest szczególnie ważna, bo kontakty stają się płytkie, coraz częściej nie ma czasu na zastanowienie się nad sobą, swoim życiem i tym, co jest w nim ważne.


GDY PRZYJDZIE JESIEŃ

Będę śpiewać tak długo, jak pozwoli mi głos i Pan Bóg. Dzisiaj w muzyce wielu wykonawców ulega różnym modom i kaprysom, ale ja nie umiałabym z dnia na dzień zmienić swojej muzyki i pożegnać się z zespołem – to nie byłoby moje serce. Niektórzy zarzucają mi, że za mało mnie widać w mediach, ale od występów w telewizji, wolę spotkania z moimi fanami, bez obecności fleszy i kamer. Bo jak streścić mądrość i piękno życia w trzy minuty na wizji?

W głębi ducha byłam i pozostałam nieśmiałą osobą. Od bankietów i wielkich gal wolę kameralne koncerty. Nadal zdarza się, że peszą mnie komplementy, słowa uznania, tak jakbym nie do końca na nie zasługiwała. Wychodząc na scenę za każdym razem odczuwam delikatną tremę, dlatego tajemnicą i cudem jest dla mnie to, że zostałam piosenkarką. Śpiewając pragnę przekazać wszystkim ludziom, żeby nie bali się być szczerzy i kochający wobec siebie, aby nie bali się pokazać siebie takimi jakimi są naprawdę. Miłość, radość i piękno będą zawsze obecne w mojej muzyce. Wierzę, że Bóg czuwa nad wszystkim w moim życiu – kończy swoją opowieść Eleni.

http://www.idziemy.pl/kultura/najtrudniejsza-rola-matki/